Rozmiar: 27837 bajtów

Aneks

 

Paweł Falicki

 

Pseudonimy, którymi się głównie posługiwałem, to „APN/2”, „Piotr Kminkiewicz” i „Tumor”. Zajmowałem się kolportażem „Biuletynu Dolnośląskiego” jeszcze przed wprowadzeniem stanu wojennego, a nawet przed Sierpniem `80.

W styczniu 1982 r., w czasie trwania stanu wojennego nawiązałem kontakt z Kornelem Morawieckim. Zająłem się drukiem i kolportażem ulotek i gazetek podziemnych sygnowanych przez Regionalny Komitet Strajkowy. Współredagowałem niekiedy teksty do „ZDnD”, ale zasadniczo pracowałem przy organizacji kolportażu.

Władysław Frasyniuk, jako najważniejsza postać Związku w pierwszych miesiącach stanu wojennego, musiał być głęboko zakonspirowany. Ludzie skupieni wokół niego starali się chronić go przed zbyt częstymi spotkaniami. K. Morawiecki pełnił bardzo ważną rolę organizacyjną, ale W. Frasyniuk był postacią o znaczeniu strategicznym. W związku ze swoją rolą operacyjną K. Morawiecki nadawał też z czasem coraz wyraźniej ton ideowy RKS-owi. Osoby skupione wokół W. Frasyniuka były zwolennikami rozwiązań długofalowych, perspektywistycznych. Natomiast te osoby, które w czerwcu powołały do życia Solidarność Walczącą, kładły nacisk na konieczność podjęcia natychmiastowej walki z władzą komunistyczną. Morawiecki nawiązywał kontakty i to właściwie on i parę blisko z nim związanych osób sformułowało Regionalny Komitet Strajkowy. Było to wprawdzie pewne nadużycie, ale przeciwko temu nikt, nawet z kręgu W. Frasyniuka, nie protestował.

Około 20.05.1982 r. na Biskupinie odbyło się zebranie RKS-u, w którym brałem udział jako osoba wspomagająca, odpowiedzialna za część kolportażu w Regionie. Obecni byli: K. Morawiecki, Z Oziewicz, H. Łukowska, J. Gajos [pseudonim], T. Jakubowski, W. Frasyniuk, T. Świerczewski, M. Gabryel i inne osoby. Dyskutowaliśmy początkowo na tematy ogólne; punktem spornym było zastosowanie różnych metod oporu: protestować w zakładach pracy czy na ulicy i w zakładach pracy równocześnie. Na tym tle doszło do dramatycznych wypowiedzi po obu stronach. Ja uważałem, że manifestacje pokazują światu, że coś się dzieje. W. Frasyniuk obawiał się, że grupa skupiona wokół K. Morawieckiego przejmie wszystkie atrybuty techniczno-organizacyjne (druk, łączność, kolportaż).

Po kilkugodzinnym bezskutecznym wzajemnym przekonywaniu się grupa osób skupionych wokół K. Morawieckiego opuściła obrady i udała się do innego mieszkania, w którym dyskutowano na temat utworzenia nowej organizacji. Z. Oziewicz argumentował wówczas, że nie jesteśmy „Solidarnością proszącą”, „Solidarnością na kolanach”, lecz Solidarnością Walczącą, walczącą o uwolnienie Polski z komunizmu. (...)

Rada SW z założenia miała być ciałem decyzyjnym i była nim w pierwszych latach istnienia. W 1984 r. funkcje kierownicze przejął Komitet Wykonawczy.

W skład pierwszej Rady Solidarności Walczącej wchodzili: K. Morawiecki, Z. Oziewicz, P. Falicki, A. Myc, Z. Bełz, M. Koziebrodzka, M. Gabryel, J. Gnieciak, C. Lesisz, J. Gajos [pseudonim] i H. Łukowska – przy czym dwie ostatnie osoby zazwyczaj nie zabierały głosu na zebraniach Rady i w 1983 lub 1984 r. zrodziły się wątpliwości, czy ich obecność podczas zebrań Rady jest uzasadniona.

Poprzez układy rodzinne w Lublinie doszedłem do dwóch osób (Krzysztof Z. i „Ojciec”), którym nie odpowiadała polityka regionalnych władz podziemnej „Solidarności” i gotowi byli zorganizować Oddział Solidarności Walczącej w Lublinie. Latem 1982 r. dowiozłem im po raz pierwszy matryce wrocławskiej „Solidarności Walczącej”, (później otrzymywali je w różnych odstępach czasowych od różnych osób, bądź też sami po nie przyjeżdżali), a od marca 1983 r. zaczęli wydawać „SW” Lublin. Grupa SW Lublin była zdegustowana przeintelektualizowaniem struktur związkowych.

Rada SW nastawiona była raczej na pozostawienie wolnej ręki tworzącym się oddziałom Solidarności Walczącej w innych regionach Polski. Taki model wymuszały też warunki konspiracji. Nie było szans na rzeczywistą centralizację w skali kraju.

W strukturze kierowniczej SW Lublin były trzy osoby. W sumie najbardziej zaangażowanych w SW w Lublinie było około 30 osób, prócz tego siatka kolporterów.

Miałem poważne zastrzeżenia do funkcjonowania Rady Solidarności Walczącej we Wrocławiu i do traktowania jej przez K. Morawieckiego, który częstokroć sam podejmował decyzje, Rada zaś miała je zatwierdzać.

Od czerwca 1982 r. zajmowałem się redagowaniem „Repliki” wespół z grupą osób o orientacji antykomunistycznej. Zamiarem redakcji „Repliki” było jednak przede wszystkim podnoszenie problematyki gospodarczej, położenie nacisku na konieczność tworzenia fundamentów gospodarki wolnorynkowej. W pierwszej redakcji „Repliki” byli: Małgorzata Ścięgorz, Jan Fiołek i Paweł Świtalski. Również w pierwszych miesiącach wychodzenia „SW” współredagowałem to pismo.

W połowie 1983 r. sugerowałem K. Morawieckiemu odejście od nazwy Solidarność Walcząca, z tego względu, że słowo „walcząca” tłumaczone na jakikolwiek język obcy kojarzy się z terroryzmem. Zamierzałem zrobić tak jak Komitet Obrony Robotników – zachować nazwę skróconą – „KOR” – i powołać np. Organizację „SW”, tak jak. powstał w końcu lat 70. Klub Samoobrony Społecznej KOR. K. Morawiecki uważał, że mamy prawo do nazwy „solidarność” i że nie można się od „Solidarności” odcinać.

Po wyjściu z więzienia uczestniczyłem w zebraniach Rady SW, choć nie czułem się już jej członkiem. Moja deklaracja wystąpienia najwyraźniej była zbyt słaba i dlatego byłem ciągle za członka Rady uważany. W latach 1985-86 czułem się redaktorem „Repliki”. Pomagałem Radzie i Solidarności Walczącej operacyjnie, ale już nie ideowo, programowo. Na zebraniach Rady w latach 1985-86 dyskutowano na temat budowy Rzeczpospolitej Solidarnej. Natomiast do efektywnego zarządzania organizacją potrzebne było mniejsze ciało operacyjne. To stało się powodem utworzenia Komitetu Wykonawczego.

Po aresztowaniu K. Klementowskiego zrozumiałem, że popełniłem błąd, angażując go w działalność konspiracyjną w radykalnej organizacji, jaką była Solidarność Walcząca. Mimo że był świetnym organizatorem, nie nadawał się do działalności konspiracyjnej, był zanadto bojaźliwy. Miałem kilka sygnałów świadczących o tym, że Klementowski nie nadaje się do pracy w konspiracji i powinienem wziąć to pod uwagę. Np. na Wzgórzach Trzebnickich instalowaliśmy radio i nadajniki (wraz z Klementowskim), by nadać audycję. W pewnym momencie Klementowski panicznie zaczął uciekać pod wpływem drobnego wydarzenia. Niemniej jednak w 1983 r. Klementowski bardzo przysłużył się swoją działalnością SW – świetnie zorganizował sieć kolportażu na Dolnym Śląsku. Po wpadce jego strach i przerost ambicji (wydawało mu się, że będzie potrafił kierować śledztwem z celi) został wykorzystany przez wyćwiczonych w prowadzeniu śledztw funkcjonariuszy SB. Dopiero pod koniec śledztwa zdał sobie w pełni sprawę z tego, co zrobił. Z pewnością nie był agentem SB.

Po jego uwolnieniu powstał problem kary, którą należałoby mu wymierzyć za jego zachowanie podczas śledztwa. Przychylałem się do pomysłu, żeby go uwięzić i kazać mu coś drukować. Wcześniej został powołany Sąd Rady w składzie, którego byli Morawiecki, Myc i Bełz. Sąd ten jednak nie działał, gdyż Bełz sam podpisał wcześniej deklarację lojalności. (...)

W 1985 r. spotkałem się parokrotnie z J. Piniorem, który pozytywnie wyrażał się o Solidarności Walczącej.




Rozmiar: 27837 bajtów