Aneks
Kazimierz Klementowski
Do
Solidarności Walczącej wszedłem w 1982 roku. Od początku byłem najbliżej
związany z Pawłem Falickim, a przez niego – z
Kornelem Morawieckim.
Od września
1982 roku zająłem się kontaktami z Regionalnym Komitetem Strajkowym (wcześniej
zajmował się tym Paweł Falicki). – po okresie
wakacyjnym często trzeba było te kontakty odnawiać.
Nawiązałem
kontakty z Nową Solą, Głogowem, Lubinem, Świdnicą, Wałbrzychem, Kłodzkiem,
Kępnem, Brzegiem, Brzegiem Dolnym, Strzelinem,
Szczytnem (krótko), Dzierżoniowem, Jelenią Górą, Opolem (krótko), Nysą
(krótko). Lubin dzielił się otrzymywaną prasą z Legnicą, była to zazębiająca
się siatka. Kępno i pozostałe miasta otrzymywały prasę z Wrocławia. Często
jednocześnie przekazywaliśmy tym miastom matryce. Od 1983 roku mieliśmy dobry
kontakt z Lublinem i Częstochową. Kontakty z Poznaniem organizował Wojciech
Myślecki.
Poza „Biuletynem
Dolnośląskim” i „Solidarnością Walczącą” przekazywaliśmy też
inne tytuły prasowe SW. Zajmowałem się nie tylko kolportażem, ale również
drukiem.
Ludzie z miast
i miejscowości dolnośląskich prosili mnie też, abym dostarczał „ZDnD”,
ponieważ w czasach Piniora wychodziło bardzo mało egzemplarzy „ZDnD”.
Uzgodniłem z
Kornelem Morawieckim, że będę dostawał matryce z „ZDnD” i drukował.
Przed wpadką Piniora wydrukowałem około ośmiu numerów.
Robiłem to wraz z Zofią Maciejewską. Miałem dwie
drukarnie.
Pracowałem w
strukturze Solidarności Walczącej, ale drukowałem też szereg pism podziemnych
niezwiązanych bezpośrednio i niezależnych od tej organizacji. Np. Marian Korzeniowski przynosił materiały do pisma „Bez
Przemocy”, ja natomiast zajmowałem się jego drukiem (nakład ok. 2000
egzemplarzy). Pracowałem na czeskim powielaczu białkowym „cyklos”.
Do maja 1982
roku kolportowałem tylko „ZDnD”, w czerwcu 1982 roku dwa numery „Repliki”,
później zamiast „ZDnD” puściłem w obieg dwa numery „SW”.
Następnie od września 1982 roku kolportowałem „SW”, „Replikę”,
„Bez Przemocy”, „Wiadomości Bieżące” (niewiele), „Biuletyn
Informacyjny SW” (BiS), „Tygodnik
Mazowsze” i „Wolę”. Pisma warszawskie dostawałem od Kornela
Morawieckiego lub od Mariana Korzeniowskiego.
Kolportowałem całą prasę podziemną, która była w zasięgu SW. Okresowo
kolportowałem też prasę z Poznania i Lublina oraz książki i znaczki.
Przez moją
siatkę kolportażu przechodził nakład „SW”, który szedł w Region,
około 2-3 tysiące każdorazowo; druk „Repliki” około 2,5 tysięcy
egzemplarzy. Następnie drukowano „Poglądy” (jeden, pierwszy numer
przed wpadką w grudniu 1983 r.). „Poglądy”
nie były pismem SW i w niewielkim tylko stopniu były kontrolowane przez tę
organizację, pismo to wydawała AISW. AISW wydawała też pismo „Bez
Przemocy”. Książki były wydawane głównie przez NOWĄ i wydawnictwa
zachodnie. SW zajmowała się raczej ich kolportażem.
Zajmowałem się
również organizacją spotkań, m.in. z Lublinem, Brzegiem Dolnym, Katowicami i
Świdnicą. Spotkania te dopiero po pewnym czasie nabrały charakteru spotkań z
Oddziałami SW. Często na tych spotkaniach omawiano zarysy programowe, ale
przede wszystkim sprawy techniczne – pomoc w zakresie druku, pomoc w
samym druku oraz sposobów kolportażu. Spotykaliśmy się też z innymi, wcześniej
wymienionymi miastami. Tematy programowe były poruszane w znacznie mniejszym
stopniu.
Jednym z
najistotniejszych dokumentów, opublikowanych przez Solidarność Walczącą, była „Nasza
Wizytówka”. Kornel Morawiecki odbierał „Naszą Wizytówkę” jako
program, ja uważam, że to nie był program.
Wraz z Pawłem Falickim jeździłem do różnych miast Dolnego Śląska,
montując i przekazując nadajniki radiowe (Kłodzko, Wałbrzych).
Podczas
śledztwa załamałem się. Byłem bity, szantażowany, siedziałem kilka dni w
całkowitej ciemności, nie dostawałem żadnych listów, przez cały czas był ze mną
w celi „kapuś” – człowiek, któremu
wcześniej zaufałem i niepotrzebnie zdradziłem kilka sekretów. Funkcjonariusze
śledczy pokazywali mi masę sfałszowanych materiałów. Umiejętnie wykorzystywali
ten niewielki zasób informacji, który zgromadzili na temat Solidarności
Walczącej. Podchodzili mnie bardzo fachowo. Nigdy wcześniej nie byłem
aresztowany, nie miałem obycia z SB. Myślałem, że zmylę ich, podając fałszywe
informacje. Nie wiedziałem, jakie muszą mieć dowody przeciwko mnie, żeby móc
mnie skazać. Nie wiedziałem, że można odmawiać odpowiedzi.
Uważam, że
wina kierownictwa SW polegała przede wszystkim na tym, że swoich głównych
przedstawicieli nie przeszkoliło, nie pouczyli, jak mają zachowywać się w
czasie śledztwa.
Z więzienia
wyszedłem pod koniec lipca 1984 roku. Po wyjściu byłem bojkotowany przez ludzi
z SW, ale byli też ludzie, którzy nie zerwali kontaktu ze mną.
Uważam, że
ludzie w miastach i w miasteczkach często działali zbyt jawnie. Błędem było też
to, że między ludźmi, którzy działali, kręcili się tzw. kibice, czyli ludzie namierzeni
przez SB. Członkowie SW nie zarzucali mi, że byłem agentem SB, mieli jedynie
pretensje, że się załamałem. Po wyjściu z więzienia byłem szantażowany przez SB
– chcieli, abym współpracował z nimi. Miałem jeszcze wtedy kontakty na
Dolnym Śląsku i w drukarniach, później kontakty te pourywały się.
W konspiracji
używałem dwóch pseudonimów: „Rafał” i „Konrad”.