Zakończenie
W pierwszych latach
istnienia Solidarność Walcząca była organizacją zrzeszającą w sposób
nieformalny ponad tysiąc osób pochodzących z różnych środowisk. Dobór ludzi do
organizacji odbywał się w oparciu o niepisane kryteria, które nota bene, nie były sztywnymi regułami,
lecz raczej wynikały ze specyfiki Solidarności Walczącej. Motywacja i chęć
działania były bardzo istotnymi czynnikami, które rzutowały na poszerzanie
kręgów działaczy podziemnych wszystkich ugrupowań oraz na ich selekcję. Tak też
było i w Solidarności Walczącej. Kadry działaczy formowały się w oparciu o
umiejętności organizacyjne raczej, niż na przykład publicystyczne. Osoby, które
w sposób bardziej trwały przystępowały do SW, zazwyczaj były szkolone w
zakresie posługiwania się podstawowymi instrumentami z dziedziny
poligraficznej. Niemal każdy członek SW potrafił drukować.
Solidarność
Walcząca w omawianym okresie nie uległa podziałom ani znaczniejszym rozłamom
organizacyjnym1. Zachowała, przynajmniej na zewnątrz, jednolite
oblicze polityczne. Przyczyną tego była zapewne luźna formuła Solidarności
Walczącej, formuła organizacji radykalnej politycznie, ale niezbyt zwartej
wewnętrznie. W Solidarności Walczącej zlewało się ze sobą kilka nurtów
polityczno-ideologicznych, których spoiwem był jednakowo negatywny stosunek do
władzy komunistycznej.
Wydaje się, że
jednym z podstawowych motywów istnienia i funkcjonowania Solidarności Walczącej
była nadzieja, którą podzielała większość członków i sympatyków organizacji,
nadzieja, że system panujący w PRL prędzej czy później musi się w końcu
załamać. Nawet, jeżeli opór pierwszych miesięcy stanu wojennego wyraźnie malał
i władza mogła mniemać, że dopełniła celów stawianych sobie 13 grudnia 1981 r.,
to „samo (...) istnienie w komunizmie organizacji, która nie ukrywa, że
zmierza do obalenia tego ustroju, już jest, przez wpływ tego faktu na
społeczeństwo, czynnikiem przybliżającym niepodległość”2.
Wartością samą w sobie stawał się przy takim podejściu opór i kontestacja.
Założycielom
Solidarności Walczącej zależało na wyeksponowaniu haseł i żądań, które nie były
traktowane pierwszoplanowo w Regionalnym Komitecie Strajkowym, takich jak walka
różnymi metodami3 o odzyskanie niepodległości, głośno deklarowana
wrogość do wszelkich form komunizmu czy pozytywne, wręcz braterskie nastawienie
do otaczających Polskę narodów. Cele polityczne miały w Solidarności Walczącej
pierwszeństwo realizacji nad związkowymi i gospodarczymi, jak np. podniesienie
wynagrodzeń, obrona pracowników zakładów pracy przed dyrekcją, działalność
samopomocowa. Chyba jednak, mimo wszystko, więcej elementów łączyło, niż
dzieliło dolnośląski RKS od SW (najpierw zaś różne odłamy wewnątrz RKS). Taką
kwestią, co do której żadna ze stron nie miała wątpliwości, było uwolnienie
więźniów politycznych i relegalizacja „Solidarności”.
Siła Solidarności
Walczącej opierała się między innymi na jej legendzie. W wielu środowiskach
uchodziła ona za sprawną, dobrze zakonspirowaną organizację, mogącą
bezpośrednio zagrozić władzy. Brak ewidencjonowania struktur powodował, że nikt
dokładnie nie wiedział, jakie są realne możliwości SW w przełożeniu na liczby
– ilość drukarń, członków, nakłady gazet, ilość grup samoobrony itp.
Musiała się z tym liczyć również Służba Bezpieczeństwa. Nie znając szczegółów,
a widząc jedynie zewnętrzne przejawy działalności Solidarności Walczącej,
funkcjonariusze SB przedsiębrali (niejednokrotnie zbędne) środki ostrożności, i
spowalniali swoje akcje, co z kolei stwarzało szansę uniknięcia wpadki.
Solidarność
Walczącą charakteryzowało specyficzne podejście do prawa, odmiennie od
rozumienia problematyki prawnej przez inne ugrupowania i środowiska podziemne.
TKK, RKS, środowisko redakcji „ZDnD”, RKW Mazowsze często poruszały
problem łamania prawa przez władze komunistyczne, powołując się na stosowane
kodeksy, regulacje międzynarodowe i paragrafy4. Publicyści SW byli
raczej zdania, że sama władza, wraz z całą otoczką prawną, jest nielegalna, w
związku z czym nie roztrząsano, która ustawa czy uchwała stwarza jakieś
możliwości działania, a która ogranicza samowolę władz. Mało istotny jest sam
moment łamania prawa przez rząd, skoro tenże rząd nie ma żadnych atrybutów
prawa.
Podobnie, o krok
dalej szli działacze Solidarności Walczącej w ocenie działań z użyciem
przemocy. Opisując proces lubiński, na którym oskarżonym zarzucano
przygotowanie i wykonywanie zamachów bombowych, redakcja „ZDnD”
stwierdziła: „My wierzymy, że oskarżeni nie mieli zamiaru zabijać czy
kaleczyć, nie czujemy się przez nich zagrożeni, mimo to, nie pochwalamy ich
działań”5. Natomiast publicyści i członkowie kierownictwa SW
nie odżegnywali się, a raczej aprobowali działania tej i innych, podobnych
grup, które w walce z systemem posługiwały się metodami z użyciem przemocy.
Od początku istnienia
Solidarność Walcząca poprzez swoje czasopisma okazywała zainteresowanie
polityką międzynarodową. Sympatie członków organizacji stały jednoznacznie po
stronie państw zachodnich. Analizując zagrożenie bronią atomową wskazywano, że
źródłem tego zagrożenia nie są amerykańskie Pershingi i Cruise, lecz sowieckie
SS-20. Model systemowy państw zachodnich był oceniany pozytywnie w aspekcie
politycznym (ustrój demokratyczny), różnie natomiast opisywano osiągnięcia i
braki gospodarcze (wolny rynek). Ogólnie jednak Zachód stanowił dla działaczy
SW żywą alternatywę systemu komunistycznego.
Stosunek
Solidarności Walczącej do Kościoła katolickiego był ambiwalentny. Z jednej
strony Kościół jako wspólnota wiernych oraz papież Jan Paweł II nie tylko
oceniany był pozytywnie, ale też przypisywano mu ogromną rolę i uznawano jego
zasługi w procesie emancypacji społeczeństwa polskiego spod rządów
totalitarnych. Na przeciwległym jednak biegunie znajdowała się większa część
hierarchii Kościoła katolickiego w Polsce na czele z prymasem Józefem Glempem.
Jej ugodowe stanowisko i nastawienie na kompromis z władzami PRL były
niejednokrotnie ostro krytykowane. W miarę upływu czasu dualizm ten ulegał
pogłębieniu.
Po zrealizowaniu
jakiegokolwiek hasła bądź żądania Solidarność Walcząca natychmiast wysuwała
następne. Podobnie jak A. Michnik – który w czasie amnestii lipcowej w
1984 r. zaczął domagać się uznania niewinności więzionych za przekonania
– Solidarność Walcząca po uzyskaniu ustępstwa ze strony władz na plan
pierwszy wysuwała konieczność realizacji kolejnego dezyderatu. Spora część
radykalnych żądań SW została przejęta przez opozycję umiarkowaną. Wysuwając
radykalne hasła, SW stwarzała wyższy pułap ewentualnego kompromisu między
podziemiem politycznym a rządem komunistycznym.
Solidarność
Walcząca była organizacją, która czuła się bardzo mocno związana z ideą i
ruchem „Solidarności”. Przywódcy związkowi nie byli wprawdzie
traktowani jako zwierzchnicy wewnątrz organizacji, ale uznawano ich ogromny
autorytet i ten autorytet budowano. Świadczą o tym artykuły i wypowiedzi
publicystów i działaczy Solidarności Walczącej na temat L. Wałęsy, W.
Frasyniuka, Z. Bujaka i innych przywódców NSZZ „Solidarność”.
Wydaje się, że
kierownictwo Solidarności Walczącej nie miało wypracowanego krótkoterminowego
planu działania. Były wizje i była konkretna, codzienna praca w podziemiu.
Brakowało natomiast opracowania i konkretnej realizacji zadań i celów na okres
kilku miesięcy do roku.
Można chyba
zaryzykować tezę, że Solidarność Walcząca miała znaczące wyniki w pracy
podziemnej przy zastosowaniu stosunkowo niewielkich środków. Efekty w postaci
regularnego druku „bibuły” i organizacji niezależnego życia
politycznego zostały wypracowane dzięki ogromnej pracy działaczy, ofiarności i
poświęceniu członków i sympatyków Solidarności Walczącej, nie zaś dzięki
posiadanym zasobom, otrzymywanym pieniądzom czy pomocy innych.
Dość szybko, w
ciągu kilku miesięcy na Dolnym Śląsku, a po roku w innych regionach,
Solidarność Walcząca stała się istotnym i znaczącym ogniwem opozycji
antykomunistycznej w Polsce.
Przypisy:
1. W latach późniejszych – 1986-90 – z SW
również nie wyodrębniły się osobne grupy.
2. Wywiad z K. Morawieckim, „Libertas”, op cit.
3. Zob. rozdział 3.
4. Np. „Z Dnia na Dzień”, 4/200/348.
5. „Z Dnia na Dzień”, 28.10-3.11.1983 r.,
36/295.