Rozmiar: 27837 bajtów

Windziarz

Wspomnienie o Janie Pawłowskim

 

Od 1982 przez kilka lat towarzyszył mi przez cały czas. Nie osobiście, ale jego obecność czułem pozytywnie niemal codziennie. Gdy na wiosnę '82 roku na Biskupinie (Wrocław) wyszliśmy z zebrania z działaczami RKS "Solidarność" z postanowieniem utworzenia nowej podziemnej organizacji – Jan ochraniał nas, słuchając, co się dzieje w eterze na falach, na których komunikowała się Służba Bezpieczeństwa. Od początku istnienia "Solidarności Walczącej" słuchał i analizował przekazywane przez radio komunikaty. Z czasem zaczął wydawać jedno- lub dwustronicowe raporty z nasłuchu SB we Wrocławiu. Pisane były na cienkim, przebitkowym papierze, przez kalkę. Oryginał zawsze niszczył. Kopie trafiały przede wszystkim do Kornela Morawieckiego, ale i do pozostałych członków Rady SW, a także do niektórych bardziej zaangażowanych działaczy. Jan w sprawach nasłuchu SB nie był wylewny. Na pytania odpowiadał lakonicznie, ale treściwie. Nie fantazjował, nie przerysowywał. Był źródłem rzetelnych informacji o tym, co robi SB, by nas złapać.

Jego raporty dostawałem na początku sporadycznie, ale później nawet dwa razy w tygodniu. Po pewnym czasie załatwił mi przeróbkę odbiornika radiowego, jaki miałem w "maluchu" na fale używane przez SB. Wymagało to skrócenia anteny, która zaczęła z zewnątrz wyglądać jak policyjna. Ale ilekroć włączałem radio i podczas jazdy słyszałem krótkie, zaszyfrowane komunikaty poruszających się po Wrocławiu SB-ków, z wdzięcznością myślałem o Janie.

Był osobą niezwykle skromną i do tego skrytą. Jego popularne imię było jednocześnie pseudonimem. Czasem sygnował swoje komunikaty "Jan Gajos". Był obecny na chyba wszystkich zebraniach Rady SW od początku jej istnienia. Jeśli wypowiadał jakieś kwestie, to dotyczyły one głównie bezpieczeństwa. Przypominał, szkolił, uczył. To głównie dzięki niemu "Solidarność Walcząca" była najmniej zinfiltrowaną organizacją podziemną lat osiemdziesiątych.

W czasie jednego ze spotkań Rady SW (w wieżowcu przy ul. Kazimierskiej na Biskupinie we Wrocławiu), Jan – jak zwykle – siedział w kącie, wciśnięty między okno a regał z kryształami. Na najwyższej półce regału ustawił panoramiczny odbiornik radiowy (cud techniki lat 80., odbierający wiele częstotliwości równocześnie, "zrzut" od jakiejś zachodniej organizacji) i – by nie przeszkadzać szumem głośników Radzie – założył słuchawkę do ucha i coś tam skrzętnie notował na kolanie. W pewnym momencie – czy to z powodu usłyszanej informacji, czy z potrzeby rozprostowania nóg – gwałtownie wstał. Kabel, którym był przypięty do radia naprężył się i pociągnął cały regał od ściany. W ułamku sekundy wszystkie kryształy znalazły się na podłodze. Huk był porażający. Zmartwieliśmy. Zapadła cisza. Obecna w sąsiednim pokoju gospodyni stanęła w drzwiach blada jak papier. Było około pierwszej w nocy, znajdowaliśmy się chyba na 10 piętrze bloku. Jesienią 1982 roku po ulicach Wrocławia wciąż spacerowały nocą wzmocnione patrole milicji... Po ok. pół godzinie cichutkiego zbierania kryształowych kawałków na zwiady poszedł "Jacuś" (Cezary Lesisz). Jan cały czas uważnie słuchał, czy nie złapie "ogona". "Jacuś" wrócił po godzinie czysty. Odetchnęliśmy. Udało się.

Mimo częstych z nim kontaktów, nie wiedziałem nigdy do końca, czym Jan się zajmował w SW. Nie wypadało pytać. Zresztą – lepiej było nie wiedzieć. Kiedyś, wsiadałem z moja żoną do windy w jakimś bloku. Po otwarciu drzwi okazało się, że Jan stoi w windzie. Był to czysty przypadek – żona nie wiedziała, że się znamy. – "Dzień dobry" – skinął głową Jan i uprzejmie się uśmiechnął. – "Na które piętro?" – spytał. Podałem numer piętra. Żona wyczuła, że się znamy. – "Kto to? Znasz go?" – zapytała kiedy wysiedliśmy. – "Windziarz" – odparłem. Ta 'ksywka' przylgnęła do niego w mojej rodzinie na zawsze.

Dziś chciałbym, by Jan dojechał tą windą do Pana, który go do siebie przygarnie.

Paweł Falicki

23.11.05

NA WIECZNĄ WARTĘ
ODSZEDŁ
CICHY I SKROMNY

Ś.P. JAN PAWŁOWSKI ps. "JAN GAJOS"

Jan Pawłowski, członek NSZZ "Solidarność", od pierwszych dni stanu wojennego bez rozgłosu włączył się w nurt bardzo niebezpiecznej, czynnej działalności podziemnej. Skontaktowałem Go z Jackiem Lipińskim – Grupą Radiowców. Bez namysłu podjął się prowadzenia dla RKS-u nasłuchu nadajników SB i MO.

Do marca 1982 r. SB i MO nadawały otwartym tekstem. Na przełomie marca i kwietnia, zorientowali się, że prowadzimy ich nasłuch. Najpierw nadawali slangiem, w którym łatwo było się rozeznać. Pod koniec kwietnia zaczęli szyfrować. Tu praca Jasia była nieoceniona (esbeckie szyfry zostały w dużej mierze rozpracowane), raporty spływały prawie codziennie do Kornela Morawieckiego, Władysława Frasyniuka oraz do poszczególnych osób, które miały możliwości zapewnienia bezpieczeństwa ludziom w zakładach pracy, drukarniach czy pracy łączników i kolporterów.

Jaś ochraniał wszystkie posiedzenia RKS-u, również wtedy, gdy we wrześniu odszedłem z RKS-u. Prowadził nasłuch z "wojenki" na pl. Pereca w czerwcu 1982 r. i masowych demonstracji 31 sierpnia 1982 r. – już oficjalnie byliśmy wtedy członkami SW. Nigdy od TEGO CZŁOWIEKA nie usłyszałem utyskiwań, pretensji lub wymagań.

Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę z olbrzymich potrzeb sekcji Jasia, stąd też najlepszy sprzęt, taśmy szpulowe, które były największym kłopotem, w pierwszej kolejności trafiały do Niego.

Jego dyskrecja, mrówcza praca, zyskały zaufanie i uznanie wszystkich, którzy się z Nim zetknęli. Wielu ludzi, w tym nawet dziś prominentnych, zawdzięcza Mu wolność, nie wiedząc o tym, że aresztu czy więzienia uniknęli dzięki pracy Jasia Pawłowskiego.

Janku, na zawsze pozostaniesz w naszej pamięci!

BÓG Z TOBĄ

Tadeusz Świerczewski ps. Rustejko