Wspomnienia Krzysztofa Tenerowicza (ps. „Korek”)
(Nr wniosku do IPN WP WR 00005833 w dn.11.09.2006 r.)
Już 14 grudnia 1981 roku, a więc w dzień po wprowadzeniu stanu wojennego, ja i kilku innych pracowników TV Wrocław, spotkaliśmy się w domu u Basi Trzeciak – wtedy dziennikarski TV Wrocław. Budynek Radia i TV był niedostępny – otoczony wojskiem i na ponad trzy miesiące niedostępny dla pracowników. Baśka wtedy jeszcze nie była internowana – zastanawialiśmy się, co będzie dalej z nami i naszą pracą.
W niedługim czasie po tym spotkaniu (16 grudnia) internowano Baśkę Trzeciak i tak naprawdę nie mieliśmy gdzie się spotykać. Internowano wielu naszych kolegów, jak np. Piotra Załuskiego.
Postanowiłem działać. Rozmawiając o tym z Tadeuszem Świerczewskim (ps. „Rustejko”), zaproponowałem wciągnięcie do działalności podziemnej mojego kolegi – również pracownika TV Wrocław – świetnego fachowca Jacka Lipińskiego. Mieszkał on w służbowym telewizyjnym mieszkaniu przy ul. Tragutta. Poznałem go z Tadeuszem i wiem, że rozpoczął pracę nad prowadzeniem nasłuchu SB, MO i LWP na przekazanej przez Tadeusza Świerczewskiego radiostacji ukradzionej z Akademii Medycznej. Jacenty Lipiński ps. "Jacek" po dobraniu dwu elektroników, rozpoczął prace nad produkcją stacji odbiorczych oraz nad wyprodukowaniem nadajników dla radia RKS "Solidarność". Tak powstała "GRUPA RADIOWCÓW", do której w styczniu dołączył Jan Pawłowski ps. "Gajos".
Utworzona przez Tadeusza Świerczewskiego "GRUPA RADIOWCÓW" była najbardziej tajną strukturą podziemną "S", o której nikt z władz związkowych nie wiedział, z wyjątkiem Kornela Morawieckiego, którego informował Tadeusz. Obaj uzgadniali szczegóły dalszego postępowania. O dokonanej emisji radiowej na świat, przez satelitę dowiedziałem się pod koniec marca, kiedy Tadeusz Świerczewski powiadomił Wł. Frasyniuka osobiście, że zostały dokonane trzy emisje - w styczniu, lutym i marcu.
Z domu od Jacka Lipińskiego odbieraliśmy, na zmianę z Tadeuszem Świerczewskim, nadajniki radiomagnetofonowe firmy "Grundig". Tadeusz przekazywał je na zakłady pracy. Nagrywaniem audycji zajmował się Zygmunt Bielawski, aktor Teatru Polskiego, od którego odbierałem nagrane taśmy z audycjami. Ludzie z Tajnych Komisji Zakładowych zajmowali się nadawaniem audycji raz w miesiącu w różnych miejscach miasta.
Razem z żoną Teresą Tenerowicz działaczką "S, Delegatem Regionu Dolny Śląsk NSZZ "S", zacząłem kolportować ulotki i wydawnictwa podziemne, "Z Dnia na Dzień" oraz od czerwca "Solidarności Walczącej". W ten sposób zostałem członkiem "SW", wiedziałem przy tym, że Tadeusz Świerczewski, będąc członkiem RKS-u, jest również współzałożycielem "Solidarności Walczącej" i jej aktywnym członkiem.
I tak trwało to do sierpnia 1982 r.
Pod koniec sierpnia 1982 roku zostałem zapytany, czy nie zająłbym się tworzeniem audycji dla "Solidarności Walczącej". W tej sprawie przyszedł do mnie Tadeusz Świerczewski i zaproponował mi realizację audycji. W chwili obecnej dowiedziałem się od Tadeusza Świerczewskiego, że Kornel Morawiecki w listach do niego wypytywał się, czy już jestem gotowy do podjęcia samodzielnej realizacji radia "SW", dobrze wiedząc, jaki posiadam sprzęt.
Miałem dobre warunki do tej pracy, bo mieszkam w domu jednorodzinnym - wolnostojącym, a odległość pomiędzy sąsiadami wynosi z każdej strony po 30 m. Miałem w domu dwa magnetofony szpulowe, na których był nagrywany podsłuch SB i MO, raporty z nasłuchu przekazywałem przez teściową matce Tadeusza Świerczewskiego.
Miałem przygotowanie fachowe do takiej pracy, gdyż zawodowo pracowałem w TV Wrocław i tam przygotowywałem materiały do programów, również w Polskim Radiu robiłem audycje. Miałem tzw. Kartę. Mikrofonową świadcząca o umiejętności pracy ze sprzętem nagrywającym, jak i poznałem tajniki montażu dźwiękowego.
Oczywiście wyraziłem zgodę.
W tym okresie byłem jeszcze pracownikiem TV Wrocław i przebywałem na zwolnieniu lekarskim od lutego 1982, tj. od powołania Komisji Weryfikacyjnych w Telewizji Wrocław. Służba zdrowia robiła wszystko, abym nie musiał poddać się przesłuchaniom i weryfikacji.
Dlatego też z wielka energia zabrałem się za pracę „radiowca”. Tadeusz dostarczył mi potrzebny sprzęt, tzn. konsoletę montażową oraz magnetofon kasetowy i tzw. pipczek do nagrywania przerywników w serwisach informacyjnych.
Dostarczył mi też specjalne urządzenie, tzw. pudełeczko, do którego wkładałem nagrane kasety magnetofonowe. W razie rewizji wystarczyło nacisnąć tylko jeden guzik i wszystko było kasowane. To pozwoliło mi realizować audycje.
Pierwszą audycję zrealizowałem z końcem sierpnia do emisji we wrześniu 1982 – łącznie przygotowałem ponad 14 audycji.
Jako radiowiec pracowałem od sierpnia 1982 do marca 1983 r.
Materiały – teksty lub już nagrane poszczególne fragmenty audycji – odbierałem od nieznanej osoby w berecie – potem okazało się że to był śp. Jan Pawłowski – w ten sposób, że podjeżdżałem swoim samochodem w określonym czasie pod umowną trzecią latarnię na pl. Grunwaldzkim i tam wsiadała osoba, która po wypowiedzeniu hasła i odzewu bez słowa przekazywała mi te materiały.
W domu, gdzie miałem studio, tzn. konsoletę, dwa magnetofony, „pipczek itp., nagrywałem teksty – tzn. albo ja, albo kolega mojej żony inżynier Janek Kliś. Następnie „obrabialiśmy” te nagrania poprzez spowalnianie, aby zmienić głosy. Dopiero tak przetworzone taśmy były montowane w jedną całość i nagrywane na jednej kasecie lub na kilku kasetach, w zależności od liczby punktów jednoczesnej emisji.
W czasie nagrań i montażu moja rodzina – żona Teresa i córka – miała specjalne zadania: pilnowanie, czy ktoś obcy przechodzi koło domu lub czy nie widać jakichś obcych na naszej dzielnicy.
Wyprodukowane audycje przekazywałem do emisji również na pl. Grunwaldzkim.
Najbardziej pracochłonną audycją była ta, która wyprodukowałem na Święta Bożego Narodzenia. Zawierała piękne kolędy, wiersze i życzenia dla mieszkańców Wrocławia. Ponad polowa audycji, które produkowałem, zaginęło. Niektóre zachowały się – były „zadołowane” u sąsiadów. Cześć audycji została zniszczona w tym specjalnym urządzeniu do kasowania, podczas rewizji SB u mnie w domu na jesieni 1985 r. Zatrzymano wtedy moją żonę, a mnie wzywano na przesłuchania.
Do dnia dzisiejszego zachowało się u mnie tylko siedem audycji, które odzyskałem ze skrytek u sąsiadów.
W październiku 1982 roku aresztowano Tadeusza Świerczewskiego, a jego matka nie wiedząc że współpracujemy, przybiegła do naszego domu z tą informacją – jednocześnie pociągając tzw. smugę pod mój dom. Wtedy to też, widząc zagrożenie, w nocy córka i żona przenosiły część archiwalnych materiałów przez płot i ogrody do sąsiadów.
Od tego momentu musiałem wzmóc konspirację ze względu na stałą obserwację pod moim domem. W początkach roku 1983 inwigilacja całej naszej dzielnicy nasiliła się.
Dlatego też, mając na uwadze względy bezpieczeństwa, musiałem zakończyć moją pracę radiowca. W niedługim czasie przekazałem konsoletę dźwiękową do dalszej pracy innej ekipie.
Moja żona przez cały czas stanu wojennego była bardzo aktywnym kolporterem wszelkich gazetek i książek podziemnych. Dlatego też ja po zakończeniu swojej pracy "radiowca" znów zająłem się wraz z nią również kolportażem.
Po zakończeniu swojej pracy „radiowca” znów zająłem się kolportażem. W lipcu 1983 r. zostałem wyrzucony z pracy w TV i rozpocząłem pracę w Teatrze Współczesnym. Pracę zaproponował mi osobiście Dyrektor Kazimierz Braun. Praca pod jego kierunkiem to wspaniała przeżycie. W tym czasie wystawialiśmy spektakl „Dżuma” według A. Camusa. W inscenizacji tej dżuma to właśnie stan wojenny. Codziennie tłumy na widowni – nadkomplety, wspaniała atmosfera i zawsze na zakończenie spektaklu – kwiaty z napisami: „Od Solidarności”.
To ogromne wzruszenia i przeżycia. W teatrze wtedy pracował jako portier – serdecznie witany przez widzów – znany dziennikarz radiowy Tadeusz Łączyński.
Cała ówczesna działalność Teatru Współczesnego to była jedna wielka działalność podziemna.
W roku 1984 wyrzucono z pracy Dyrektora Kazimierza Brauna i tak zakończył się wspaniały okres w życiu tego Teatru.
W tym okresie cały czas była u mnie aparatura podsłuchowa – nagrywałem „dialogi” milicji i esbecji na sprzęcie, który otrzymałem prawdopodobnie z Pogotowia Ratunkowego (W tamtym okresie nie pytano, skąd jest sprzęt). Nasłuchy przekazywałem dalej.
Do niezapomnianych momentów zaliczam spotkania, w różnych konspiracyjnych mieszkaniach, z Kornelem Morawieckim. Zawsze ceniłem w nim spokój i opanowanie – nawet w sytuacjach, wydawałoby się, stresogennych.
W roku 1985 przeprowadzono rewizję w pracy mojej żony, podejrzewając ją o pracę konspiracyjną. Dostałem wiadomość od jej szefa, że jadą na rewizję do domu. Wtedy to właśnie zlikwidowałem część nagranych audycji radiowych, jak i część materiałów archiwalnych.
Na szczęście, nie znaleziono wówczas w domu żadnych materiałów obciążających i po 24 godzinach zwolniono moją żonę, a mnie wzywano jeszcze dwukrotnie na przesłuchania. Wypytywali mnie o pracę w Teatrze J. Grotowskiego i środowisko aktorsko-teatralne.(pracowałem wtedy w Teatrze Grotowskiego).
Kolportażem prasy podziemnej zajmowałem się właściwie do końca, tj. do roku 1988.
Żałuję tylko,
że nie robiłem notatek w tamtym okresie, bo pamięć ludzka jest zawodna. Żałuję
również, że nie udało się zachować wszystkich audycji. Dzisiaj stanowiłyby
ważny materiał archiwalny dla potomnych.
Wrocław dnia 17 kwietnia 2007 r.
Krzysztof Tenerowicz